Refleksje praktykanta!
Z niecierpliwością czekałem przez prawie cały rok szkolny na swoją pierwszą praktykę w życiu. Wyobraźnia podpowiadała mi różne scenariusze, ale zawsze pozytywne. Jakoś nie przyjmowałem do swojej główki, że może być ciężko. I doczekałem się…!
Pobudka o 6.00, syte śniadanie i chyżo do pracy.
A tu niespodzianka: czy pada deszcz, czy słonko świeci, nie ma litości – pracujemy. I nie ma forów: młotek, kielnia, zaprawa, cegła i dawaj – murujemy. Pierwsze kilka dni trzymałem się dzielnie, ale niestety słonko świeci, ptaszki śpiewają, a tu siąść i posłuchać, pomedytować nie można, bo „gonią” terminy i czas ucieka. Na ochotnika zostawałem dłużej, ale ciało nie sługa, nogi i ręce zmęczone, odmawiają posłuszeństwa. I bolą…
Zatęskniłem za szkolną ławką i spokojem na lekcjach. A pomarudzić też nie można, bo sam szkołę sobie wybrałem. Na szczęście po chwilach kryzysu przyzwyczaiłem się do nowych warunków i odkryłem wartość praktycznej nauki.
Mój szef okazał się świetnym nauczycielem i przewodnikiem w nowej dla mnie sytuacji, ale też wymagającym kierownikiem. „Szefunio” przepytywał mnie, a to jak nazywają się odpowiednie sploty zbrojenia, a to o skład zaprawy. Rączki pracują i główka pracuje, nie ma lekko.
Z zaangażowaniem i radością przekazywał mi też swoją wiedzę i umiejętności. Poświęcał mi czas i uwagę, ucząc wielu ciekawostek zawodowych.
Czas minął szybko, praktyki już minęły i znów siedzę sobie w szkolnej ławce, bogaty w nowe praktyczne doświadczenie.
Cieszę się, że trafiłem do mojego szefa i jego firmy, bo chociaż wiele oczekiwał, dużo też nauczył. Okazał się prawdziwy pedagogiem i fachowcem. Mam nadzieję, że kiedyś pójdę w jego ślady. A mój wybór… cóż, okazał się słuszny. Jednak taka praca bardzo mi się podoba! Być budowlańcem to jest coś!
Mateusz Jamróz